Nie można zaprzeczyć, że świeżo wybrany prezydent Francji Emmanuel Macron wywarł na kolekcje projektantów – i nastroje – przypływ dumy i wielkie oczekiwania wobec człowieka, którego wielu uważa za zbawiciela Francji – i Unii Europejskiej. „Jestem tak dumny, że jestem Francuzem. Witajcie w Paryżu” – powiedział Olivier Rousteing, który kręcił się wokół Macrona za kulisami przed swoim błyskotliwym show, które było mieszanką Americany i Frankofilii.
Wskazując na swoje barokowe wiry i skórzane kurtki z frędzlami i ćwiekami, Balmain mówił o swojej miłości do Ameryki i nadziei, że kraj znajdzie własnego Macrona. Pomijając dumę narodową i politykę, Rousteing powiedział, że kolekcja dotyczyła również tego, co chce nosić na co dzień, a nie ubrań dla idealnego mężczyzny z Balmain.
Mianowicie, założył kokardę na wybiegu w głębokim bretońskim swetrze z głębokim dekoltem w literę V i włożył wiele z tych francuskich podstaw mody do swojego typowo jazzowego składu. Kurtki wahały się od puszystych numerów buceli obszytych masywnymi łańcuszkami, przez te z czarnej skóry z błyszczącymi ćwiekami, kryształami lub innymi błyskotkami, po style kowbojskie z długimi, szumiącymi frędzlami.
Białe zawijasy, inspirowane barokowymi wnętrzami wielkich francuskich pałaców, wiły się na długich kardiganach, skórzanych kurtkach oraz damskich sukienkach tutu i mini, podczas gdy bretońskie paski spływały po kurtkach i długich dzianinowych topach tunik z głębokim dekoltem w szpic. Inne swetry przedstawiały wersję flagi amerykańskiej, w czerni i bieli, podczas gdy klasyk Serge'a Gainsbourga z lat sześćdziesiątych „Bonnie and Clyde” ryczał z głośników.
Było dużo humoru – i wiele do kochania – w tej kolekcji, która znów promieniowała namacalną energią kraju, który jest w dobrym nastroju.